niedziela, 21 października 2012

NovaClear

Cześć wszystkim! :-))
Ostatnio w moim życiu tak wiele się dzieje, że sama do końca nie wierzę, że to jest prawda. Podjęłam jedną ważną dla mnie decyzję, lecz wydaje mi się, że dobrze zrobiłam. ;-) Trzymajcie kciuki!


    Dzisiejszą notatkę chciałabym poświęcić pewnemu kremikowi, który okazję miałam przetestować dzięki

współpracy z firmą NovaClear.


Drodzy Państwo, przedstawiam Wam:
NovaClear Acne Cream krem do twarzy.  (40 ml-około 40 zł)
Kilka słów od producenta:

Zawarty w Acne Cream kwas salicylowy (2%), złuszczając delikatnie obumarły naskórek, zapobiega blokowaniu porów i powstawaniu nowych wyprysków, pozostawiając skórę czystą i wygładzoną. Obecny w preparacie Inflacin® skutecznie łagodzi zaczerwienienia oraz stany zapalne na skórze. Squalane zapewnia właściwe nawilżenie skóry.
Produkt przeznaczony jest do cery ze skłonnością do zmian trądzikowych (czyli takiej jak moja) ;-)
Ogólnie jestem zadowolona z działania kremu- przy regularnym stosowaniu  zauważyłam, że na twarzy pojawiało się mniej wyprysków, aczkolwiek te, które już zdążyły się pojawić, zostały tylko troszkę wysuszone.

Plusy :
* lekka, nietłusta formuła
* szybko się wchłania
* nie pozostawia tłustego filmu
* nie wysusza skóry
*wydajny
* świetnie nadaje się "pod" make-up

Minusy:
* nieprzyjemny zapach (niby bezzapachowy, jednak wyczuwam "chemię"


Uważam, że dla osoby która nie ma dużych problemów z cerą, krem będzie idealny. Niestety moja cera jest bardziej wymagająca i krem owszem, pomógł, lecz dla mnie jest nieco za słaby. Uważam, że jest wart swojej ceny.
Wszystkich zainteresowanych kupnem kremu zapraszam na http://novaclear.eu/pl/contact/ , gdzie można znaleźć wykaz wszystkich miejsc, gdzie można owy produkt zakupić.


A Wy stosowałyście już coś z firmy NovaClear? Zapraszam do dzielenia się opiniami!
Buziaki!;***

piątek, 12 października 2012

The make-up days.

Biorę udział w konkursie, gdzie przetestować można 100% olej laurowy, który ma niesamowite działanie i szerokie zastosowanie w kosmetyce. Zainteresowane? Więcej na: http://www.sliwkirobaczywki.blogspot.com/p/darmowe-produkty-do-testowania.html 







Witam serdecznie, jak zwykle po przedłużonej przerwie- cóż, mój aktualny tryb życia pozostawia wiele do życzenia. Mam na głowie tyle rzeczy, że od samego myślenia można nieźle się zakręcić. Wiele się dzieje, mętlik nieunikniony... najważniejsze, że "I choose to be happy" . Chyba zacznę uważać to za moje kolejne motto, hm. Nieważne ;-)
Dziś chciałabym podzielić się z Wami zdjęciami z Make- Up Days , jakie organizowane było przez jedną z moich ulubionych firm kosmetycznych- Yves Rocher.
Pewnego dnia, robiąc tam zakupy z dobrą koleżanką, zabrałyśmy ze sobą oprócz zakupów, bezpłatną gazetkę, w której można było znaleźć oprócz zniżek, także zaproszenie na bezpłatny makijaż. Niewiele myśląc, następnego dnia udałyśmy się do YR aby umówić się na nasz make-up , kupując po drodze cudowne szampony do włosów (bez silikonów, parabenów i innych szkodliwych substancji- polecam!).

W dniu makijażu, nieco zdezorientowane, ale z całą pewnością zadowolone, poszłyśmy do sklepu, gdzie przywitały nas dwie bardzo sympatyczne Panie, które wykonały nam makijaż. Przyznaję się szczerze, że pierwszy raz miałam okazję zostać profesjonalnie pomalowana, więc była to dla mnie przyjemna nowość.

Na początek wykonany został demakijaż i tonizowanie skóry. Następnie pani Asia (moja imienniczka) nałożyła na moją twarz podkład i wybrane przeze mnie cienie do powiek. Większość kosmetyków pochodziła z nowej serii którą YR dopiero niedawno wprowadził do sprzedaży.
Z pewnością kolor indygo który został użyty w moim make-upie został przeze mnie obdarzony sympatią. Myślę, że w przyszłości go kupię, zaraz po cudownym złotym (ze starszej kolekcji), który delikatnie mieni się na powiekach i stanowi idealny kolor na makijaż dzienny na uczelnię, czy do pracy.


Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z tego eventu :






Efekt końcowy uważam za zadowalający. Makijaż w świetle sztucznym wydawał mi się nieco zbyt mocny, lecz po wyjściu na dwór, okazało się, że jest idealnie dobrany do koloru mojej skóry i nie przytłacza.
Jestem na tak! ;-)
Czy któraś z moich Czytelniczek również uczestniczyła w make-up days w YR? ;-)

środa, 3 października 2012

Recenzja pudru do kąpieli


Witam serdecznie;-)

Studia zaczęły się pełną parą a za oknem można cieszyć się ostatnimi promieniami słońca na przemian z zimnym wiatrem lub deszczem. Taaaak, jesień.

Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam produkt marki Mydlarnia Subtle Beauty, dzięki której mam przyjemność testować PUDER DO KĄPIELI o zapachu nektarynki.
(do kupienia na : http://www.subtelnepiekno.pl/ )
 
 
 

Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tego typu kosmetykiem, toteż nieco się zdziwiłam, gdy otworzyłam paczuszkę. Owszem, używałam soli do kąpieli, ale zwykle była ona w formie dużych granulek , a nie tak jak w tym przypadku- w proszku.
 

Pierwszym atutem, na który zwróciłam uwagę jest zapach- nie nazwałabym go co prawda nektarynkowym, jak twierdzi Producent, lecz owocowym, słodkim i dość przyjemnym zapachem, który w wodzie jest praktycznie niewyczuwalny.

Po wsypaniu pudru do miseczki z wodą, zmienia ona swój kolor na jaskrawo żółty, co jest przyjemną odmianą, oderwaniem od rutyny ;-)



Puder zawiera w sobie cenne witaminy i sole, które zmiękczają naskórek, przez co pasuje do kąpieli, chociaż ja preferuję go najczęściej podczas robienia pedicure. Dzięki właściwościom spulchniającym i rozmiękczającym, z łatwością można później, po wymoczeniu, przejść do peelingu stóp, czy ścierania zrogowaciałego naskórka. Zdecydowanie proces „moczenia” stóp wymaga mniejszej ilości czasu, niż w przypadku używania zwykłej wody z mydłem.
Również w trakcie kąpieli spisał się nieźle- zauważyłam, że moja skóra była bardziej odżywiona i przyjemna w dotyku. Raz próbowałam pudru także podczas robienia manicure i sprawdziła się tak samo w przypadku ww. zabiegów.



Zalety:

  • Przyjemny zapach
  • Zmiękczenie naskórka
  • Świetne zastosowanie jako przygotowanie do manicure i pedicure
  • Miła odmiana po solach i płynach do kąpieli

Wady:

  • Krótkotrwały zapach
  • Słaba wydajność
  • Produkt bardzo szybko pochłania wilgoć, tworząc grudki (należy trzymać go w dowolnym pudełeczku, z dala od łazienki).

Podsumowując:

Puder do kąpieli jest całkiem przyjemnym produktem, który przypadł mi do gustu ze względu na łatwe zmiękczenie naskórka stóp, dzięki czemu oszczędzam czas podczas robienia pedicure. Podoba mi się jego formuła, innowacja. Żałuję, że jest mało wydajny i stosuję go dość oszczędnie, aczkolwiek myślę, że jeszcze nie raz
zagości w mojej kosmetyczce.



A czy Wy mieliście już do czynienia z pudrami do kąpieli? Zapraszam do komentowania.



Buziaki!;***



czwartek, 27 września 2012

Recenzja błyszczyka Douglas Absolute Lips

Witam serdecznie!
Jakiś czas temu miałam okazję przetestować błyszczyk firmy Douglas- Absolute Lips.
kolor: Mira O7 ,  cena: 39zł  , dostępność: wyłącznie w perfumeriach Douglas.




Osobiście, nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań względem błyszczyków, jednakże cenię sobie trwałość, która niestety tutaj zawiodła. Ale może zacznę od kilku słów od producenta:)


Połysk optycznie powiększa usta. Co jednak powiesz na błyszczyk, który robi to naprawdę, stymulując syntezę kwasu hialuronowego w skórze warg, dzięki czemu stają się pełniejsze? Takie właściwości mają glossy z linii Douglas Absolute Lips - dzięki zawartości ekstraktu z hawajskiej rośliny Portulaca Oleracea. Efekt: usta są dobrze nawilżone, odżywione, pełne blasku i objętości. Co warto podkreślić, formuła nie zawiera parabenów ani olejów mineralnych, jest więc przyjazna dla twoich ust także pod tym względem.



Czas na klika słów ode mnie:
1. OPAKOWANIE- poręczne, niezbyt wyróżniające się w kosmetyczce, z łatwością zmieści się w każdej damskiej torebce.
2. APLIKATOR:




 Kształt spiralny, ułatwiający nałożenie błyszczyku na usta pokryty drobnymi, małymi włoskami;nie budzi moich zastrzeżeń.



3. ZAPACH- przyjemny, dość słodki. Nie przeszkadza w użytkowaniu. Przypadł mi do gustu.
4. KONSYSTENCJA- nieco zbyt rzadka , łatwa w aplikacji.
5. TRWAŁOŚĆ- niestety zawiodła na całej linii. Po takiej cenie, spodziewałam się czegoś bardziej trwa lego, błyszczyk bardzo szybko się "zjadał" i znikał z ust.
6. KOLOR- delikatny, perłowy, ładnie prezentuje się na ustach , dodaje subtelnego blasku.










Ocena ogólna:
Po zastosowaniu błyszczyka zauważyłam że moje usta są bardziej miękkie i nawilżone. Drobinki są lekko wyczuwalne, delikatnie "drapią" usta, lecz nie uważam tego za wadę. Atutem tego produktu jest skład, który jest nieszkodliwy dla delikatnego naskórka warg, a także delikatny, dziewczęcy kolor. Kwas hialuronowy zawarty w błyszczyku zdaniem producenta miał powodować zwiększenie ust, czego nie zauważyłam, ale szczerze mówiąc, nawet się nie spodziewałam. Douglasowy Absolute Lips z pewnością nie jest złym produktem, aczkolwiek spodziewalam się czegoś więcej.
W skali 1-10, dałabym 6.

A czy ktoś z Was miał do czynienia z tym błyszczykiem?
 
Zapraszam do wyrażania swojej opinii;-))


p.s. już niedługo kilka nowych recenzji kosmetyków, z firmami z którymi podjęłam współpracę ;-) Wypatrujcie nowości;)

buziaki!;**

czwartek, 20 września 2012

jak właściwie przechowywać perfumy...



By zapach trzymał się dłużej, czyli kilka porad o tym, jak właściwie przechowywać perfumy.



Sytuacja z życia wzięta: po wielu trudach, wreszcie udało Ci się odłożyć kasę na jakiś ekstra drogi perfum, np. Chanel, Marc Jacobs, Dior itd. A może zwyczajnie kupiłaś tańszy, ale sprawdzony nie raz przez Ciebie zapach. W perfumerii, podczas testowania wydawał Ci się niesamowity, intensywny, nierzadko bardzo trwały. Zachwycona atrakcyjnym wyglądem buteleczki, nieziemskim wnętrzem a często i dobrą reklamą, skusiłaś się na zakup. Rozpromieniona, przynosisz go do domu,  wyjmujesz z kartonika i pryskasz, żeby ponownie poczuć piękny zapach. Następnie… właśnie! Co zrobić dalej, aby uniknąć złego zakończenia, jakim jest obniżenie jakości, zepsucie zapachu, czy zmniejszenie trwałości zapachu?
„Zainspirowana” moją negatywną przygodą z zepsuciem się perfum, postanowiłam napisać krótki poradnik o tym, co robić, żeby tego uniknąć.


Proszę zatem usiąść wygodnie i dokładnie przeczytać kilka porad, które być może uratują Wasze buteleczki przed mini katastrofą ;-)

Po pierwsze- NIEOPOWIEDNIA TEMPERATURA, która niszczy walory zapachowe poprzez zaburzenie stężenie perfum. Buteleczki należy trzymać z dala od źródeł ciepła, ale także unikać zostawiania ich w miejscu, gdzie w ciągu dnia występują znaczne spadki i wzrosty temperatur, np. niedaleko kabiny prysznicowej, bądź też wanny w łazience (lepiej sprawdzi się zamykana szafka łazienkowa). Optymalną temperaturą jest około 10-20 st. Celsjusza.
Co ważne, niektórzy twierdzą, że nieużywane od dłuższego czasu zapachy warto schować do lodówki. Ostrzegam- to mit. W zwykłej „spożywczej” lodówce, jest zbyt wilgotno (co wpływa negatywnie na skład chemiczny zapachu) i nie jest ona do tego przystosowana., chyba, że ktoś ma specjalną, laboratoryjną, która ma ograniczoną wilgotność i można ustawić w niej odpowiednią dla perfum, temperaturę.



Po drugie: pamiętaj, że SŁOŃCE działa negatywnie nie tylko na skórę, lecz także na nasz zapach.
Efekt działania promieni słonecznych źle wpływa na jakość perfum, poprzez zbytnie nagrzewanie buteleczki, a co z tym idzie- podwyższenie temperatury zawartości. Wniosek nasuwa się prosty- unikać nasłonecznionych parapetów czy półek, do których dociera duża ilość słońca i wybierać zacienione miejsca, np. zamykana szafka, szuflada, czy chociażby kartonik, w którym kupiliśmy zapach.

Zasada numer trzy: nie zapominaj o korku!
W przypadku, gdy perfumy nie posiadają atomizera, korek jest niezbędny i to nie podlega żadnej dyskusji (mimo wszystko, takich buteleczek nie polecam, ze względu na to, iż zapach szybciej się ulatnia, zasługując to zwiększonemu dostępowi do powietrza). Co jednak, jeśli nasz zapach ma atomizer i dla wygody pozbywamy się korka, lub wrzucamy go do torebki, bo najzwyczajniej w świecie nie chce się nam go szukać, za każdym razem? Popełniamy błąd, za który możemy zapłacić nie tylko wydostaniem się produktu do wnętrza torebki, lecz także dostaniem się powietrza do buteleczki (nawet jeśli atomizer utrudnia to zdanie).
Co jeśli jednak dostaliśmy tester bez koreczka, albo gdzieś go zapodzialiśmy?  Warto zostawiać sobie stare koreczki po zużytych perfumach, które poratują nas w razie takich sytuacji.


Jakość perfum, a data ważności.

Temat niejednokrotnie pojawiający się na różnych forach internetowych. Jak to właściwie jest? Czy zapach faktycznie ma tylko trzy lata ważności? A może psuje się już po pół roku od pierwszego „psiknięcia”? Co jeśli okazuje się, że na buteleczce, którą właśnie zakupiłyśmy w renomowanej drogerii, data produkcji wskazuje, że zapach jest przeterminowany?
Bez paniki. Jak zwykle, najważniejszy jest złoty środek i zachowanie rozsądku.
Odpowiednio przechowywane zapachy mogą służyć nam długie lata, nie zmieniając swojego zapachu i trwałości. Należy uważnie obserwować zawartość buteleczki- jeśli zmieni swój zapach, kolor zżółknie, a na dnie pojawi się osad, należy go  bezzwłocznie wyrzucić, jeśli nie chcemy ryzykować podrażnienia lub uczuleń skóry. Podstawą jest utrzymanie stałej temperatury, przechowywanie w zaciemnionym miejscu i uniknięcie nadmiernego działania promieni słonecznych i dostępu tlenu. Zachowując wszystkie wymienione tu zasady, można zwiększyć prawdopodobieństwo zachowania zapachu i jakości, która tak bardzo Was urzekła pierwszego dnia w perfumerii.

Miłego „przechowywania” życzę ;-)
Czy Wy także macie jakieś doświadczenia związane z nieodpowiednich przechowywaniem swoich ulubionych buteleczek?
Zapraszam do komentowania. ;-)

poniedziałek, 3 września 2012

Poniedziałek + miła przesyłka

Witam cieplutko w ten nieco smutny, wrześniowy dzień. Część z Was prawdopodobnie od jutra zasiądzie w ławkach szkolnych na dobre godziny. Na szczęście mnie dopadnie to dopiero we październiku (pomijając kampanię wrześniową , która zajmie mi kilka dni ..) .
Dzisiejszy dzień przyniósł mi małą niespodziankę- nareszcie otrzymałam błyszczyk, który mam okazję przetestować- Absolute Lips firmy Douglas. Wygrałam go jakiś czas temu, a dziś listonosz dostarczył mi przesyłkę. Moje wrażenie są dość pozytywne po pierwszym pomalowaniu, ale z ostateczną recenzją wstrzymam się jeszcze trochę.



ps. napis na nakrętce nie jest starty- jest to efekt lampy błyskowej, która "zjadła" część napisu.

Miłego dnia życzę, ja uciekam do swoich zajęć.
Pozdrawiam, buziaki!;*

piątek, 31 sierpnia 2012

Bieganie i odchudzanie dla kobiet.

Witam serdecznie po dłuższej przerwie. ;-)
Niestety, nie miałam zbyt wiele czasu na pisanie- fitpark, nauka i prace domowe pochłonęły mnie bez reszty.
Dzisiaj, zgodnie z obietnicą, przedstawiam nieco szerzej książkę, która podbiła moje serce- "Bieganie i odchudzanie dla kobiet" autorstwa Jeffa i Barbary Galloway .




Bieganie. Temat rzeka. Pomaga, nie pomaga, obciąża stawy, jest świetnym sposobem na uzyskanie dobrej kondycji...Inni uwielbiają biegać, drudzy z kolei mają problem by zrobić kilkumetrowy dystans. Ma rzeszę fanów i wielu przeciwników. Ilu ludzi, tyle opinii.
Niestety, nie należę do fanatyków owego sportu, nie ukrywam, że kiepsko z moją kondycją (nad którą ostatnimi czasy zaczęłam już pracować ;-) ) i jeśli już biegnę, to raczej żeby zdążyć na uczelnię ;-)
Nie ukrywam, że przekonałam się na własnej skórze, jak bieganie ułatwia pozbycie się niechcianych kilogramów, poprawia samopoczucie i zwiększa poczucie dyscypliny; niemniej jednak jest bardzo męczące, co skutecznie mnie zniechęca. Wiele razy próbowałam powrócić do tego, lecz lenistwo wygrywało. Od chwili, kiedy książka pojawiła się w moim domu, czułam, że informacje w niej zawarte mogą być dla mnie cenne, a wręcz przełomowe.  

Pierwsze, co mnie ujęło, to REALNE PODEJŚCIE DO SPRAWY. Autorzy książki znakomicie zdają sobie sprawę, że my, kobiety mamy zwykle mnóstwo obowiązków, które uniemożliwiają długie treningi. Wiedzą też, że wiele diet podanych w kolorowych magazynach to diety z zawartością takich produktów, których poszukiwanie w sklepach ze zdrową żywnością zajęłoby długie godziny, co dodatkowo utrudnia jej przeprowadzenie. Znane też są im typowe błędy przy treningach, słabostki, argumenty "za" aby przerwać trening i znajdują na to konkretne kontrargumenty.
W książce znajdziemy też świadectwa ludzi, którzy stosując proste zasady, zrzucili przez niecały rok 30, 44 i więcej kilogramów. Bynajmniej, nie dzięki magicznym tabletkom, które powodują znienawidzony efekt jojo, a jedynie z pomocą treningów i ograniczenia jedzenia.

To książka przeznaczona nie tylko dla tych, którzy mają nadwagę- również dla tych, którzy pragną przejąć kontrolę nad własnym życiem, zwiększyć aktywność i dłużej cieszyć się dobrym zdrowiem.
Tekst nie jest wyłącznie o diecie. Restrykcyjne sposoby prawie nigdy się nie sprawdzają. Ćwiczenia można w większości wykonywać w krótkich seriach, które da się bezboleśnie wplatać w napięty plan dnia. 

Plan składa się z trzech części:
1. Przemyślany sposób odżywiania się.
2. Budowa pieca do spalania tłuzczu.
3. Spalanie tłuszczu, a nie odchudzanie.

       Poznać można także mądre reguły żywienia np.wyjaśnienie zasad akumulacji tłuszczu, przykładowe, PROSTE jadłospisy na posiłki tj. śniadanie, obiad, kolacja, II śniadanie, przekąska czy posiłek przed treningiem.. itd. Praktyczne porady związane z odżywianiem, wyborem krokomierza czy kupnej dobrych i ODPOWIEDNICH (co wcale nie oznacza, że drogich) butów do biegania. Zostaje obalonych też kilka głównych mitów dotyczących diety.
Cały sekret polega w MASZEROWANIU, a z czasem bieganiu, w taki sposób, aby nie doznawać przemęczenia. Oczywiste jest, że efekty nie są widoczne od razu- istotnym elementem jest systematyczność.

Nie sposób jest tu opisać całą książkę, ale gorąco polecam do zapoznania się z jej treścią. Wraz z nadejściem września, zamierzam podejść do treningu opisanego w książce, lecz dopiero po zakupie krokomierza. (czy ktoś może polecić jakiś dobry model?)  Nie obiecuję sobie cudów, bo nie wiem czy wytrwam, aczkolwiek kieruje mną zmiana stylu życia na zdrowszy i pozbycie się kilku kilogramów. Z tego co wyczytałam, daje to mnóstwo satysfakcji i zwiększa poczucie dyscypliny, której niestety nie mam ostatnimi czasy za grosz.


Książka do kupienia w empiku, lub w księgarni internetowej: http://spetem.pl . Cena to około 33 złotych, ale ostatnio widziałam ją gdzieś w cenie promocyjnej.

Czy ktoś z Was już kiedyś przeczytał tą książką? Jakie wywarła na Was wrażenie? ;-)




Got everybody watchin' what I do, come walk in my shoes
and see the way I'm livin' if you really want to.

buziaki;**

sobota, 25 sierpnia 2012

Blumarine Innamorata- recenzja.

Dzień dobry, witam wszystkich w ten (lajtowy?) sobotni poranek.
Dzisiejszą notatkę chciałabym poświęcić recenzji EDP Blumarine Innamorata, zgodnie z obietnicą ;-)



BLUMARINE Innamorata 50ml- ok. 300 zł.

  " Innamorata to zadziwiający nowy zapach. Podniecający, zdumiewający, ekscytujący. Kilka kropli by poczuć nieodparty dreszcz miłości, potężną moc niezapomnianych perfum. Nuty górne z całą mocą rozbrajającego uśmiechu…Mieszanka Bergamoty, Mandarynki i Passiflory… Nuty Serca wybrzmiewają drżeniem, pożądaniem, adoracją… Ylang Ylang, Frangipani, Kwiat Grejpfruta i Kwiat Magnolii… Nuty bazy rozbłyskują obrazami zapierającego dech w piersiach tańca, ekstazy miłości. Kremowe Piżmo oplata Cashmeran i żywica benzoesowa, inspirując głębokie uczucie powabu. Rodzina zapachowa: kwiatowy orientalny."  - tyle od producenta, czas na moją opinię. ;-)


Na początek zacznę od opisu kartonika- to w nim przecież perfum będzie spędzał najwięcej czasu, aby uniknąć znacznej zmiany temperatur a także działaniu promieni słonecznych, powodujących zmniejszenie trwałości i intensywności perfum.

Złoty kartonik jest estetyczny, ciekawie się prezentuje ze względu na boczną , chropowatą , koronkowo-kwiatową fakturę podobną do góry buteleczki. Dość wytrzymałe opakowanie, w środku zawiera także różową tekturkę ochraniającą zawartość.

 Buteleczka jest starannie zdobiona, wykonana z grubego szkła i metalowych ozdób. Posiada piękną, dość ciężką zakrętkę, która chroni przed niechcianym rozlaniem perfum (szczególnie ważny atut dla tych pań, które noszą flakoniki w torebce!). Prezentuje się niezwykle efektownie i przyciąga wzrok.

 ZAPACH, czyli to co najważniejsze ;-)
Początkowo, po aplikacji zapach wydawał mi się duszący, zbyt intensywny. Przez kilka pierwszych minut byłam rozczarowana, lecz po chwili, kiedy zapach "osiadł" na skórze, uspokoiłam się. Cudowna, niezbyt mocna woń roztoczyła wokół mnie aurę przyjemnego, dość słodko-orientalnego zapachu. Po pewnym czasie przestałam go czuć na sobie ze względu na to, że zmysł powonienia przyzwyczaił się do niego, lecz pozostał nadal wyczuwalny przez innych. Jest to produkt trwały, zapach długo nie wietrzeje, utrzymuje się długo na skórze i ubraniach. Jednym małym miniusikiem jest to, iż podczas pojedynczego "psiknięcia" wydostaje się zbyt dużo perfum, lecz być może to też zależy od opakowania...

CENA:
BLUMARINE INNAMORATA EAU DE PARUFUM

Eau de parfum 30 ml – 205 zł
Eau de Parfum 50 ml – 300 zł
Eau de Parfum 100 ml – 400 zł

uwaga: cennik wg. portalu najpiękniejsza.pl , osobiście widziałam gdzieś trochę tańsze, aczkolwiek nie jestem pewna, czy nie były to podróbki- warto dokładnie sprawdzić wszystko przed zakupem.


Pomimo, iż jest to produkt, który nie należy do najtańszych, polecam go, zwłaszcza dla kobiet, które preferują słodkie, bądź orientalne nuty zapachowe i cenią sobie trwałość  estetykę.  Jest to dość ciężki zapach, więc polecam go raczej jako zapach na wieczór, aniżeli na dzień.

Czy ktoś z Was miał okazję już go przetestować?

pozdrawiam serdecznie, życzę miłej soboty.

Buziaki! ;*

czwartek, 23 sierpnia 2012

Blumarine Innamorata

Witam serdecznie wszystkich czytelników bloga ;-)
Mam nadzieję,że przypadł Wam do gustu wczorajszy artykuł dotyczący laminacji i po zabiegu zauważycie u siebie dobre rezultaty, tak jak ja. ;-)

Wczoraj po południu przyjechał kurier, na którego czekałam już od kilku dni. Tydzień temu dowiedziałam się, że zostałam testerką nowych perfum. Z niekrytą radością i drżącymi rękami otwierałam zawartość paczuszki. Nie myliłam się- mój Blumarine Innamorata wreszcie pojawił się w moim domu! ;-) Z przyjemnością go przetestuję i jutro, bądź też pojutrze podzielę się z Wami moją recenzją. Dziś mogę tylko zdradzić, że zapach jest naprawdę bardzo przyjemny a opakowanie niesamowite. 




Czy ktoś z Was już go używał? Wiem, że jest wprowadzony na rynek od niedawna, ale jeśli ktoś miał okazję go już testować- zapraszam do wyrażenia swojej opinii na jego temat.

Buziaki! 

środa, 22 sierpnia 2012

Laminacja włosów

UWAGA: Tekst ten możecie znaleźć również  na Pomaderia.pl - wszystkie fanki makijażu, nowinek kosmetycznych, ploteczek i dobrej zabawy- serdecznie zapraszam! ;-))


Od pewnego czasu zauważyłam na wielu blogach temat dotyczący laminacji włosów. Postanowiłam nie pozostawać w tyle i także spróbować tego zabiegu ;-) Dla tych, którzy jeszcze nigdy o tym nie słyszeli, zapraszam do głębszego zapoznania się z tematem ;-)



L A M I N A C J A  jest to zabieg, który natychmiastowo poprawia ogólny stan i wygląd włosów, zwłaszcza tych farbowanych i zniszczonych.  Polega on na wypełnieniu uszkodzonej części włosa naturalną kreatyną zawartą w żelatynie. Sprawia, że włosy stają się bardziej błyszczące, bardziej podatne na układanie i.. mocniejsze.
Po upewnieniu się, że jest to zabieg bezpieczny, postanowiłam spróbować na własnej skórze (włosach) , a widząc zadowalające efekty, chciałabym podzielić się nim i z Wami.
Stosować go można na każdy rodzaj włosów- nieważne więc czy macie farbowaną, naturalną, kręconą czy prostą czuprynę- jeśli macie pod ręką żelatynę i godzinkę wolnego czasu, śmiało możecie spróbować!

Żeby przeprowadzić zabieg laminacji, potrzebne nam będą:
1 duża łyżka żelatyny
3-4 łyżki gorącej wody
miseczka, ewentualnie metalowy garnuszek
pół łyżki dowolnej odżywki do włosów
czepek kąpielowy Ew. woreczek foliowy
ręcznik
zegarek ;-)


Przygotowanie:
1. Do miseczki wsypujemy jedną dużą łyżkę żelatyny (spokojnie starczy nawet na długie włoski.)












2. Dodajemy 3-4 łyżki gorącej wody i mieszamy do całkowitego rozpuszczenia, starając się by nie pozostało żadnych grudek (opcjonalnie można przecedzić ją jeszcze przez sitko)













3.  Kolejny krok to dodanie około pół łyżki dowolnej odżywki (dodanie większej ilości może popsuć cały efekt; dodajemy ją głównie dla ułatwienia aplikacji żelatyny)



 









4. Całość energicznie mieszamy, aby dwie substancje dokładnie się ze sobą połączyły.















5. Powstałą „maź” szybko i starannie nakładamy na wcześniej umyte, wilgotne włosy.

















6. Nakładamy czepek kąpielowy (FOLIĘ)  i ręcznik.   ;-))))





(wiem, że wyglądam kosmicznie hihihihi  ;-))) 












7. Trzymamy na głowie około 45 minut.











8. Po tym czasie ściągamy turban z folią i zmywamy włosy letnią wodą (bez użycia szamponu!). Tutaj proszę uzbroić się w cierpliwość- potrzeba kilku minut, aby żelatyna całkowicie spłynęła.

      Jak sprawdzić, czy włosy są już czyste?  Jeśli podczas płukania można swobodnie przeczesać włosy palcami, bez żadnego oporu czy sklejonych miejsc, możemy mieć pewność, że pozbyliśmy się resztek „mazi”.

9. Włosy delikatnie wycieramy, rozczesujemy (najlepiej lekko wilgotne) i układamy wedle uznania.

Uwagi:
  1. Żelatyna z odżywką tężeje w błyskawicznym tempie- zaraz po przygotowaniu niezwłocznie należy nałożyć ją na włosy.
  1. Opcjonalnie do płukania można użyć także płukanki np. cytrynowej, rumiankowej.
  2. Ważne jest, aby włosy przed laminacją były czyste i umyte szamponem najlepiej bez zawartości sylikonów, ponieważ te utrudniają wchłanianie „dobrych” substancji..


Dla porównania wstawiam zdjęcie włosów przed zabiegiem i po ;-)

Przed: 

 
Włosy są matowe, mają mało blasku, na końcówkach włosów często tworzy się tzw. „puszek”.







Po: 




 

Włosy są pełne blasku, dużo łatwiej się układają. Sprawiają wrażenie: „cięższych”, przez co mniej się kręcą.  Mniej się plączą i nie są suche na końcach. Jak dla mnie- bardzo dobry efekt.











Zachęcam Was do spróbowania laminacji we własnym domu- nie macie nic do stracenia, a może i Wy dzięki temu zyskacie piękne, błyszczące i mocniejsze włosy.

A może macie własne sposoby na odżywienie? Zapraszam do komentowania.

Buziaki! ;*

wtorek, 21 sierpnia 2012

such a lazy day . . .

Serdecznie witam wszystkich po kilkudniowej przerwie. Od razu przepraszam, że nic nie pisałam i zniknęłam tak bez uprzedzenia. (...) Mam w zanadrzu już jedną dość obszerną notatkę, którą miałam umieścić na blogu już w piątek, lecz wysłałam ją też do pewnego portalu i zależało mi, żeby tam ukazała się jako pierwsza, więc wstrzymuję się jeszcze jeden dzień ;-) Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, jutro zostanie opublikowana tutaj ;-)

Przez ostatnie dni byłam troszkę zajęta: sprzątanie pokoju, czytanie i załatwienie kilku spraw pochłonęło mnie bez reszty. W niedzielę miałam przyjemność uczestniczenia w Jubileuszu mojej Cioci, a co za tym idzie- rodzinna imprezka w restauracji także mnie nie ominęła ;-)

Dziś akcja- plum! Później kawa i ploty z długo niewidzianą A. ;*
Mała wycieczka samochodowa i oto jestem ;-)


Dzisiejsze plany na wieczór- niezbyt wymyślne, aczkolwiek wiem, że już dawno powinnam była się za to zabrać. Niemniej jednak, lepiej późno, niż... później.
English. "Test your english idioms" i wiele innych ;-))

pozdrowienia zza biurka ;-))




good luck.
buziaki! ;*

środa, 15 sierpnia 2012

Dax Sun Cosmetics

Witam serdecznie wieczorową porą!
Dzisiaj krótka regeneracja sił, załatwiłam kilka rzeczy, które powinnam zrobić już dawno. Mimo to, wciąż pozostało jeszcze ich tak wiele...Wszystko w swoim czasie ;-) Ciężko zostać mistrzem organizacji czasu w jeden dzień, ale ciągle próbuję.
Jutro wizyta u fryzjera-czas na odsiecz zniszczonym końcówkom!


Ostatnio na blogu pojawiła się recenzja olejku do opalania  z Dax Sun. Dziś, chciałabym przedstawić Wam dwa produkty z tej samej serii, które także towarzyszyły mi podczas wyjazdu nad Morze. Jeśli ktoś dopiero wybiera się na urlop, albo już planuje następny wyjazd i intensywne kąpiele słoneczne, zapraszam serdecznie do zapoznania się z Balsamami do opalania Dax Sun 15 SPF i 30 SPF.




Kosmetyki te przeznaczone są do ochrony skóry przed szkodliwym promieniowaniem UV i zapobiegają poparzeniom słonecznym. Aby dobrać odpowiednią wysokość filtra, należy zdefiniować karnację swojej skóry i zadecydować, w jak dużej mierze chcemy być poddawani działaniu słońca, pamiętając, że im wyższy filtr, tym większa ochrona skóry i mniejsze ryzyko poparzeń.




 Dax Sun Balsam do opalania , średnia ochrona - 150ml, cena ok. 14 zł.

Według producenta, balsam  zapewnia skuteczną ochronę przed oparzeniami słonecznymi i gwarantuje fotostabilny system filtrów ochronnych UVA/UVB Balance, zgodny ze standardami UE; ochronę DNA skóry. Zapewnia Bio-DNA-Protector - wyciąg roślinny o silnym działaniu antywolnorodnikowym i osłaniającym DNA komórek a także intensywną pielęgnację zapewniają skórze masło kakaowe izolowane z ziaren drzewa kakaowego oraz gliceryna, które doskonale chronią przed wysuszeniem, regenerują i nadają opaleniźnie piękny kolor. 

A teraz kilka słów ode mnie: 
Opakowanie produktu ma ciekawy, estetyczny kształt. Wygodne zamykanie sprawia, że nie trzeba już szukać zagubionej zakrętki, bądź też martwić się, że produkt samoistnie się otworzy i wyleje- wystarczy tylko przekręcić i gotowe! 
Balsam , prócz filtru 15SPF (średnia ochrona), zawiera w sobie także masło kakaowe nadające dość przyjemny, intensywny zapach utrzymujący się na skórze przez dłuższy czas. Jest wodoodporny, ale po wyjściu z wody warto nałożyć jeszcze jedną warstewkę. Ma przyjemną, lekką konsystencję, nie jest zbyt gęsty, szybko się wchłania. Pozostawia na skórze przyjemne uczucie nawilżenia. Z czystym sumieniem mogę go polecić, zwłaszcza osobom, które mają dość ciemną karnację i nie potrzebują wysokiej ochrony.


Dax Sun balsam do opalania, wysoka ochrona 30SPF - 150 ml, cena ok. 20 zł.

 
"Starszy brat" balsamu Dax Sun SPF 15 - doskonale chroni przed poparzeniami słonecznymi zwłaszcza wrażliwą, skłonną do podrażnień skórę. Ma ciekawy, przyjemny zapach, długo utrzymujący się na skórze. Jego kompozycja zapachowa nie zawiera alergenów, więc nawet i alergicy mogą się pokusić o jego zakup.
Jest trochę bardziej gęsty, niż poprzednik, aczkolwiek jest równie wydajny i prosty w użyciu. Szybko się wchłania, nie brudzi i nie pozostawia tłustego filmu. Jego atutem z pewnością jest fakt, iż jest to kosmetyk wodoodporny- śmiało można stosować go także u dzieci, które jak wiadomo lubią częste kąpiele ;-) Polecam go głównie tym, którzy chcą uniknąć mocnej opalenizny i oparzeń, mającym jasną karnację i skórę skłonną do podrażnień i uczuleń.


A Wy jakie kosmetyki do opalania preferujecie? A może opalacie się "na sucho", bądź też na zwyczajną oliwkę? Pamiętajcie, że stosowanie kremów z filtrem zapobiega powstawaniu przedwczesnych zmarszczek!

A teraz uciekam spać, kłaniam się nisko.
Buziaki! 


P.S. Dziękuję serdecznie za coraz większą oglądalność- to miłe uczucie wiedząc, że nie pisze się tylko dla siebie. ;-) ;-**

wtorek, 14 sierpnia 2012

time goes by so fast ;-)

Witajcie!
Pomalutku, aczkolwiek niestrudzenie do przodu rozkręcam tego bloga. Przede mną mnóstwo pracy, żeby wszystko miało "ręce i nogi" , ale wszystko w swoim czasie- pośpiech jest złym doradcą. Mam nadzieję, że z każdym dniem będę mogła trafiać do szerszej grupy Odbiorców. Pisanie sprawia mi niesamowitą frajdę;to taka mała cząstka mnie, blog to moje miejsce w wirtualnej sieci. ;-)

      Wakacyjne rozleniwienie sprawiło, że całkowicie zmieniłam tryb życia- zdrowe (w miarę) ożywianie zamieniło się w WŻ (czytaj Wielkie Żarcie) , spędzanie długich godzin na nicnierobieniu pochłonęło mnie całkowicie. Taka laba, faktycznie się przydaje, ale w nadmiarze zdecydowanie szkodzi i dekoncentruje.
Jako że pozostało już tylko pół miesiąca wakacji (studenci są w trochę lepszej sytuacji, bo półtora) , zdecydowałam, że czas najwyższy by się za siebie "wziąć". W każdej dziedzinie życia. Mam tu na myśli zmianę stylu życia na zdrowsze, bardziej "fit", efektywniejsze wykorzystanie czasu i... naukę (wstyd się przyznać, ale trochę to zaniedbałam). Prawie każdego wieczoru, z przerażeniem stwierdzam, że przez cały dzień nie zrobiłam nic konkretnego, nic co mogłoby w jakiś sposób mnie rozwinąć, ulepszyć "od wewnątrz".
Postanowiłam, że każdego dnia będę zapisywać na kolorowych karteczkach to, co mam do zrobienia i umieszczać je w widocznym miejscu. Dzięki temu zmotywuję się do działania i przestanę marnować tyle czasu ;-) !




a Wy jakie macie sposoby żeby odpędzić od siebie lenistwo i zachęcić do pracy? ;-))

Kolejny krok ku lepszemu samopoczuciu i samozadowoleniu sprawi nam mnóstwo satysfakcji- potrzeba tylko trochę dobrych chęci i ... odpowiedniemu celowi. Ostatnio moja domowa biblioteczka wzbogaciła się o nową książkę autorstwa  Jeff'a i Barbary Gallowey'ów - "Bieganie i odchudzanie dla kobiet". Jak zdążyłam się już wstępnie zorientować- napisana jest lekkim i przyjemnym językiem. Więcej o książce już niedługo! ;-)



Pamiętajcie: Dobra organizacja czasu to połowa sukcesu! Czas zostać panem swojego losu !
Buziaki ! ;*


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Po urlopie.. ;-))

Tydzień nad Bałtykiem minął jak sen, było najpiękniej. Wciąż w uszach mam szum morza, w płucach zapach morskiej bryzy, a w uszach krzyk mew. Będę tęsknić za każdą kroplą deszczu (który momentami był dość nieznośny), za każdym widokiem morskich fal rozbijanych o brzeg morza a nawet za wszędobylskim piaskiem. Niezależnie od pogody- jestem baaardzo zadowolona z pobytu- odpoczęłam, nabrałam sił do realizacji kolejnych marzeń i celów na mojej liście. Wracam wypoczęta, uśmiechnięta i opalona, wraz z mnóstwem fotografii i świeżutka recenzją kosmetyku, który użyłam zaledwie trzy razy przez ten tydzień, lecz tyle wystarczyło, aby móc obiektywnie go ocenić. ;-))


DAX SUN Kokosowy Olejek do opalania ze złocistym pyłem z filtrem SPF 6. /około 20zł, 150ml/


         Produkt przeznaczony jest dla osób o niskiej wrażliwości na promienie słoneczne, bądź też mocno opalonej. Osobiście nie należę do tych o największej odporności, ale ze względu na zmienną pogodę, chciałam dość szybko "nabrać kolorku" , więc użyłam go zanim jeszcze wystarczająco się "zbrązowiałam".
Zacznę od opakowania- jest wygodne, poręczne, ma wygodne zamykanie (nie umieściłam go na fotografii; jest to brązowa nakrętka, która uniemożliwia wydostawania się produktu, gdy jest w torebce), nie jest za duże, więc nie zajmuje miejsca. Wygląda estetycznie ale i dyskretnie.


Po otwarciu nakrętki przekonujemy się, że olejek wyposażony jest w wygodną pompkę- nie zacina się, a strumień kosmetyku nie jest zbyt duży, co ułatwia właściwe dozowanie.  Niewątpliwym atutem jest zapach- pacnie jak kokosowo- waniliowe ciasteczka- aż ślinka cieknie do ust ;-) Nie jest sztuczny, jak bywa w przypadku niektórych kosmetyków. Plusem jest też wygodna aplikacja- szybka i łatwa.

        Złocisty pyłek delikatnie rozświetla skórę, jest miałki i drobny, nie wygląda tandetnie, jak zwykły złoty brokat, lecz nadaje przyjemnej poświaty; fantastycznie wygląda na opalonej skórze. Nie zatyka pompki, nie "drapie" i nie podrażnia skóry. Przed użyciem należy go wstrząsnąć, ponieważ pyłek opada na dno opakowania.




Cenię go za wydajność - nie potrzeba dużej ilości, aby pokryć powierzchnię skóry wystawianej na słońce. Nie należy do kosmetyków, które bardzo dobrze chronią, ale śmiało można stosować go w połączeniu z innymi, wyższymi filtrami. Spodobało mi się, również, że olejek, pomimo tłustej konsystencji, wbrew pozorom nie pozostawił na skórze tłustego filmu (tak jak robi się to w przypadku posmarowania oliwką kosmetyczną) , a jedynie nawilżył ją i sprawił, że stała się gładka. Jest wodoodporny (sprawdziłam!), śmiało więc można wskoczyć do wody bez obawy o starcie się kosmetyku. Pomaga opalić się na bardziej brązowy, aniżeli czerwony odcień (bynajmniej w moim przypadku).
Obawiałam się, że ze względu na tłustą formułę opakowanie będzie się oblepiać, otłuszczać, a naklejka odlepiać od butelki, jednak nic takiego się nie działo.
To mój absolutny must have na kąpiele słoneczne. Z pewnością na stałe zagości w mojej letniej kosmetyczce- z czystym sercem mówię: P O L E C A M!




A teraz całuję na dobranoc i dorzucam fotkę z serii " JestęSuper(wo)manę" hihihi. Buziaki! ;*

sobota, 4 sierpnia 2012

It's time to relax, Baby.

V A C A T I O N --> It's time to relax ;-)


Generalnie powinnam już spać, ponieważ w nocy wyjeżdżam na wakacje, nad Morze ;-)
Od dłuższego czasu potrzebowałam tzw. "odmóżdżenia" czyli zwyczajnego leżenia na plaży i nie myślenia o wszystkich kłopotach, sprawach, które sprawiają, że nie jest mi zbyt lekko na duszy. Nie ma lekko.
(...) Tak, tak.. powinnam spać, ale nie potrafię, postanowiłam więc, że napiszę raz jeszcze. Nie wiem czy nad Morzem będę miała jakiś dostęp do internetu, lecz jeśli nie, OBIECUJĘ, że zaraz po powrocie wstawię mnóstwo zdjęć i recenzję kosmetyków DAX SUN (olejek do opalania , balsam z filtrem 15 i balsam z filtrem 30), które będą mi towarzyszyć podczas tego urlopu.
Mam nadzieję, że pogoda będzie dopisywać, a ja wrócę wypoczęta, pełna energii i z nowymi pomysłami, które będę mogła tu zaprezentować.


Całuję wszystkich i życzę przyjemnego odpoczynku także i Wam.



a teraz, jeszcze kilka zdjęć znad Morza z ubiegłego roku:












Macadamia

Witam serdecznie po dłużej przerwie. Nie będę tłumaczyć, dlaczego nie było mnie tak długo- szkoda na to czasu, który wolę zdecydowanie poświęcić na inne, przyjemniejsze rzeczy.  ;-)

Dzisiaj chciałabym Wam zdradzić sekret, w jaki sposób dbam o swoje włosy. Na chwilę obecną, sięgają mi już do łopatek, więc przyznaję szczerze, że mam z nimi trochę pracy, chociaż niestety nawet poświęcony im czas nie zawsze zagwarantuje, że będą lśniły i układały się jak z rąk najlepszego fryzjera w Hollywood ;-)

Jakiś czas temu, w mojej kosmetyczce zagościły kosmetyki do włosów z firmy Macadamia i to o nich chciałabym napisać kilka słów, które być może zachęcą Was do wypróbowania na własnej skórze (włosach) ;-)))




Macadamia Natural Oil to seria kosmetyków do pielęgnacji i stylizacji włosów oparta głównie na dwóch niezwykle cennych składnikach: olejku arganowym i olejku macadamia zapewniającym głębokie i intensywne odżywianie. Dostępny jest w salonach fryzjerskich i sklepach internetowych. Jeśli się nie mylę, na chwilę obecną nie ma go w drogeriach i aptekach (firma ostrzega, że ze względu na duże zainteresowanie tymi kosmetykami, na rynku pojawiają się podróbki! ).

Korzyści płynące ze stosowania tychże kosmetyków:

- zapewnia głębokie odżywianie, wygładzanie w długotrwale nie splątanych, prostych włosach. Włosy są super gładkie, łatwo się układają i są lśniące.
-  natychmiastowe wchłanianie, pozostawia włosy  lekkie, bez nadmiernego przetłuszczenia.
-  przedłuża żywotności koloru zmniejszając blaknięcie koloru.
- naturalna ochrona przed promieniami UV.
- redukuje czas schnięcia o 40-50%.

Na początek, podzielę się z Wami opinią na temat olejku .

Healing Oil Spray 60ml , cena: około 55 złotych.

Olejek używany jest na umyte, mokre włosy. Spryskujemy je z odległości około 30 cm.
 Wbrew powszechnym opiniom, olejek ten NIE PRZETŁUSZCZA włosów, co w moim przypadku jest dużym plusem. Sprawia, że włosy stają się miękkie, błyszczące i łatwiejsze w ułożeniu. Przeznaczony jest do KAŻDEGO rodzaju włosów, a zwłaszcza dla tych słabych i cienkich. Kosmetyk nie zawiera szkodliwych parabenów. Opakowanie przypadło mi do gustu- wyróżnia się na tle innych. Zapach jest dość przyjemny, arganowy. Jest wydajny, odpowiednio użytkowany starcza na około pół roku (w zależności jak często myjemy włosy). Cena jest trochę wysoka, ale jest wart swojej ceny- polecam!

 

Rejuvenating Shampoo 100ml, cena około 33 złotych

Nawilżający szampon przeznaczonym dla każdego typu włosów, wspaniały dla suchych i zniszczonych włosów. Szampon delikatnie oczyszcza włosy uzupełniając ich wilgotność oraz chroniąc je przed szkodliwymi elementami środowiska. Pięknie pachnie, opakowanie idealnie współgra z całym zestawem, dość gęsta konsystencja. Nie należy do najwydajniejszych, lecz efekt odświeżonych i naprawdę czystych włosów sprawia, że i tak zawsze chętnie po niego sięgam.

SZAMPON WOLNY OD PARABENÓW I SULFATÓW!


Deep Repair Masque 100ml, ok. 60 złotych


Według producetna maska "Rewitalizuje strukturę suchych i zniszczonych włosów. Kombinacja olejków macadamii i arganu wraz z olejkiem z drzewa herbacianego, rumiankiem, aloesem oraz ekstraktem z alg regeneruje i odbudowuje włosy pozostawiając długotrwały efekt odżywionych pełnych blasku elastycznych włosów."

Nakładam ją na 10-15 minut, dwa razy w tygodniu. Zapach jest dość przyjemny, konsystencja bardzo gęsta, produkt nie spływa z włosów, lecz przy tym samym jest mało wydajny. Trochę obciąża włosy, więc nakładam go nie od nasady, ale od połowy moich długich włosów.  Jako, że jest to produkt dla profesjonalnych salonów fryzjerskich, spodziewałam się większego i spektakularnego efektu po użyciu tej odżywki. Jest dobrym kosmetykiem, lecz jego skład jest "drogeryjny", nie zawiera w sobie zbyt wiele odżywczych składników. Dla mnie nie wykazał się w stu procentach, być może Wam przypadnie do gustu- warto wypróbować, kupując małą saszetkę 30ml za 18 złotych.

 

 

a Wy jak dbacie o swoje włosy? Czy możecie polecić mi jakiś dobry kosmetyk? Będę wdzięczna za każdą poradę.

Na koniec, chciałabym jeszcze podzielić się z Wami "domowym przepisem" na maskę na włosy- maksymalnie je odżywia i można ją zrobić szybko, tanio i w każdej kuchni. Stosuję ją raz na dwa tygodnie i jestem bardzo zadowolona.

 Składniki (na dość długie włosy):5 łyżek oliwy z oliwek
2 żółtka jaja
1 łyżka miodu
2 łyżki soku z cytryny

 Całość mieszamy w miseczce i nakładamy na włosy. Związujemy je luźno gumką, aby łatwiej było owinąć je folią. Po nałożeniu folii, zakładamy turban z ręcznika i trzymamy około 45-60 minut. Zmywamy szamponem i modelujemy jak zwykle.

Polecam! ;-)